grudnia 22, 2022

Christmas reflection

Christmas reflection
Hej! 

Chyba każdy z nas ma teraz masę rzeczy na głowie, głównie ze względu na zbliżające się święta (zostały tylko dwa dni, aż trudno uwierzyć). U mnie ten czas jest również przepełniony wieloma zajęciami i dlatego też ostatnio nic nowego nie publikowałam na blogu. Dzisiaj przychodzę do was tylko z krótkim przedświątecznym wpisem, bo może trochę tak wypada i trochę męczy mnie sumienie, że się tu nie odzywałam. 

Tak naprawdę dopiero w tym tygodniu dopięłam wszystkie prezenty dla bliskich. Natomiast w galerii handlowej chyba nie zawitam przez najbliższe kilka tygodni, bo mam już jej strasznie dość, haha. O ile same zakupy bardzo lubię, to nienawidzę robić tego w pośpiechu i w takich tłumach ludzi. Nieważne, o której godzinie w ciągu dnia bym nie poszła i tak napotykałam się na same kolejki. Mój plan z wcześniejszym kupieniem prezentów jak zwykle nie wypalił, ale chociaż wszystko już mam zapakowane, więc nie będę musiała się tym zajmować w domu, gorzej tylko z zapakowaniem tego wszystkiego do walizki, haha. Ale damy jakoś radę! Już dzisiaj wracam do rodziny i bardzo się cieszę.

Oprócz latania za prezentami, na studiach zaczęły się oczywiście różne kolokwia, pierwsze zaliczenia i dużo czasu spędziłam przy nauce. To jeszcze nic w porównaniu do nadchodzącego stycznia i sesji, jednakże i tak było już tego sporo. Ten semestr daje w kość, ale jeszcze trochę i będzie po wszystkim. I żeby nie zwariować, znalazł się też czas na przyjemności. W końcu poszłam na jarmark bożonarodzeniowy, z którego zdjęcia możecie obejrzeć. Klasycznie wypiłyśmy z dziewczynami grzańca, porobiłyśmy milion fot, napisałyśmy nawet list do Świętego Mikołaja i wrzuciłyśmy do skrzyni. Zastanawiamy się, czy te listy potem ktoś serio czyta? Haha. Upiekłam też drugi raz w tym roku cynamonki. Wyszły oczywiście przepysznie i najchętniej od razu zjadłabym wszystkie. Uwielbiam cynamon i mocno kojarzy mi się on ze świętami. No a swoje ostatnie zajęcia w tym roku kalendarzowym mam za sobą, więc do dalszej nauki wracam po dobrym dłuższym odpoczynku i po (mam nadzieję) udanym sylwestrze! 





Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! 
Wypocznijcie i spędźcie ten czas z bliskimi!

grudnia 08, 2022

Winter|Christmas inspirations 2022

Winter|Christmas inspirations 2022
 Hej! 

Święta zbliżają się wielkimi krokami. Najwyższy czas na świąteczne zakupy, ubieranie choinki, pieczenie pierniczków. Sama zaczęłam już kupować prezenty, aby nie zostawiać tego na ostatnią chwilę przy natłoku innych obowiązków. Zima także daje się we znaki. Często zaskakuje nas śnieg, a patrząc na pogodę na kolejne dni i to, ile faktycznie śniegu ma spaść, może w końcu doczekamy się tych białych świąt. No i w związku z nadejściem tego zimowego sezonu mam dzisiaj dla was tradycyjnie mix inspiracji. Bez tego się na moim blogu nie obędzie. Uwielbiam "ładne" obrazki, mogłabym siedzieć i je przeglądać i tak często spędzam wolny czas lub umilam go na uczelni podczas nudnych wykładów, haha. Zapraszam!










Źródło - Pinterest

Do następnego!

grudnia 02, 2022

Kalendarz adwentowy Makeup Revolution You Are The Revolution

Kalendarz adwentowy Makeup Revolution You Are The Revolution
 Hej! 

Zdajecie sobie sprawę, że mamy już grudzień? Ja się niesamowicie cieszę, choć w zasadzie za samą zimą nie przepadam, to grudzień bardzo lubię ze względu na święta. Poza tym ten tegoroczny okres przedświąteczny postanowiłam dodatkowo umilić i sprezentowałam sobie kalendarz adwentowy z kosmetykami. Nigdy wcześniej nie miałam takiego kalendarza, jedynie te z czekoladkami, które każdy w swoim życiu choć raz miał, haha. Zdecydowałam się na kalendarz marki Makeup Revolution. Tą markę już w zasadzie dobrze znam, więc postanowiłam jej zaufać, mając nadzieję, że zaskoczy mnie fajnymi produktami. 


Z tego co kojarzę, każdy kalendarz ma dokładną listę produktów, które zawiera. Jednakże ja jej nie analizowałam, chciałam mieć właśnie tą niespodziankę, nie wiedząc, co kryje się w poszczególnych okienkach. Przecież o to chodzi w tej całej zabawie. 

Kalendarz wizualnie przepięknie się prezentuje. Może nie ma typowego świątecznego wzoru ani kolorów, ale zwraca na siebie uwagę i pewnie też z tego względu między innymi go wybrałam, haha. Ładnie się prezentuje na komodzie. Poza tym jego dodatkowym plusem jest to, że ma nie 24, ale aż 25 okienek, więc jedno przypada jeszcze na pierwszy dzień świąt. Wykonany też jest bardzo dobrze. Bałam się, że przyjdzie do mnie jakiś pognieciony, wiadomo, jak to bywa z tymi paczkami. Na szczęście był dodatkowo stabilnie zapakowany. No i w związku z tym, iż szukałam go po jak najtańszej cenie, zamówiłam go z nieznanej zbytnio dla mnie strony i tym bardziej obawiałam się tego, co do mnie w zasadzie przyjdzie, hah. Ostatecznie się cieszę, bo dorwałam ten kalendarz w sumie za tylko 180zł, gdzie w normalnej cenie wychodzi on ponad 200zł. 


Jako że dzisiaj mamy już drugi dzień grudnia, otworzyłam oczywiście pierwsze dwa okienka kalendarza. Jestem jak najbardziej zadowolona z tych dwóch produktów. Trafiła mi się piękna różowa szminka i bronzer w mniejszej wersji. Żadnego kosmetyku jeszcze nie przetestowałam, ale na pewno to zrobię, zresztą jak z wszystkimi innymi produktami z kalendarza.

Jak wam się podoba? Macie w tym roku swoje kalendarze adwentowe?

Do następnego!

listopada 25, 2022

Normalizujący krem na dzień Vianek | Recenzja

Normalizujący krem na dzień Vianek | Recenzja

 Hej! 

Ostatnio był jeszcze jesienny post, a tymczasem mamy już prawdziwą zimę. Na dworze zrobiło się naprawdę mroźnie, spadł nawet pierwszy śnieg, choć zbyt długo się nie utrzymał. Trochę bardziej poczułam już ten cały świąteczny klimat i w tym roku skusiłam się też na kalendarz adwentowy, ale myślę, że o tym będzie osobny wpis. Dzisiaj natomiast nowa recenzja kolejnego świetnego według mnie produktu - normalizującego kremu na dzień Vianek.


Krem dostałam od siostry. Często jest tak, że jeśli jej się coś nie sprawdzi, oddaje to mi, żebym mogła przetestować. Mamy podobne typy cery, więc pieniążki przynajmniej się nie marnują, tym bardziej w przypadku gdy coś faktycznie u mnie okazuje się w porządku a nawet świetne. Tak było właśnie w przypadku tego kremu. Sprawdził mi się rewelacyjnie.

Krem dedykowany jest skórze tłustej, normalnej lub problematycznej. Ma lekką matującą formułę przeznaczoną do porannej pielęgnacji twarzy. Zawiera olej z pestek winogron, oliwę z oliwek i skwalan roślinny, które zapewniają skórze optymalne nawilżenie, nie obciążając jej. Ekstrakt z kory wierzby białej to źródło związków o działaniu ściągającym, przyspieszających redukcję zmian skórnych, które w połączeniu z witaminą B3 normalizują stan skóry.

Zgadzam się z opisem formuły kremu, bardzo mi odpowiada. Krem faktycznie jest lekki, nie obciąża, daje wręcz takie ukojenie i ma ładny delikatny zapach, taki ziołowy. Rzeczywiście jest fajnym rozwiązaniem w porannej pielęgnacji, stosując go na dzień, jednakże ja dodatkowo podkreślę, że równie dobrze sprawdza się na noc. Nie przepadam za ciężkimi kremami, takie tylko mogą zapchać moją cerę, a taka lekka opcja jest najlepsza. Natomiast na dzień świetnie matowi buzię i przygotowuje ją pod makijaż. Lubię go używać właśnie zwłaszcza, kiedy się maluję. Stanowi dobrą bazę. 

Vianek ma naprawdę fajne produkty, to moje już któreś z kolei spotkanie z tą marką. Miałam już tonik z tej linii i również byłam zadowolona. Uwielbiam zapach tych kosmetyków, bardzo mi wpada w gust. Poza tym cena także nie jest wygórowana, a sam krem jest dość wydajny. 

Co myślicie? Może mieliście już ten krem?

listopada 15, 2022

Those autumn days

Those autumn days
 Strasznie szybko mija ta jesień. Na wystawach sklepowych widać już świąteczne ozdoby i sweterki, temperatura gwałtownie się obniżyła, słońca brak, liście z drzew praktycznie wszystkie spadły i zrobiło się szaroburo. Dlatego właśnie nie lubię listopada. Mam wrażenie, że jest najbardziej smutnym miesiącem w roku. Jest takim zawieszeniem między piękną złotą jesienią a klimatycznym i świątecznym grudniem.



Nie wiem jak wy, ale ja co roku nie rozumiem wprowadzania już z początkiem listopada tej całej świątecznej aury, ja jej kompletnie nie czuję, zresztą do Bożego Narodzenia jeszcze ponad pięć tygodni. Ale wracając do naszej pięknej jesieni, to nie można zaprzeczyć, iż w tym roku była naprawdę wyjątkowo piękna. Dobra pogoda nas nie opuszczała. Byłam na tylu spacerach, co nigdy w życiu. I może dlatego tak szybko minęła, bo tak dobrze ją spędziłam. Mam wrażenie, że dopiero przed chwilą byłam jeszcze na wakacjach, wprowadzałam się do nowego mieszkania, wróciłam na studia, a w rzeczywistości upłynęło już półtora miesiąca. Ten czas obfitował nie tylko w dużą ilość spacerków, ale również w dobre jedzenie. Pierwszy raz w życiu coś piekłam i były to cynamonki, które koniecznie muszę powtórzyć, bo wyszły genialne. Poza tym pierwszy raz też próbowałam ramenu, na który kusiłam się już od dawna. Żałuję tylko, że wybrałam ostrą wersję, haha. W zeszłym miesiącu wybrałam się także ponownie do poznańskiego nowego zoo. Byłam w nim już kilka razy, ale zawsze miło się tam wraca. W październiku nie ma zbyt wielu turystów, także zachęcam. Jedynym minusem jest to, że nie funkcjonuje już kolejka, ale z kolejką czy bez w zoo spędza się dobre kilka godzin, a w takiej ciepłej pogodzie, aż miło było pospacerować. 






Ten wpis to po prostu taka zrzutka fotek i tego, co się u mnie ostatnio dzieje. Oczywiście pomijając same studia i naukę, której o dziwo w tym semestrze jest sporo. Tak też uciekam się w te jesienne dni, w spacerowanie, w gotowanie (dzisiaj ugotowałam moją pierwszą zupę ogórkową, również wyszła przepyszna, haha), w spędzanie czasu z drugą połówką, w treningi, jeśli czas rzecz jasna na to wszystko pozwala. Gruntem jest dobra organizacja! U mnie to priorytet, zwłaszcza jeśli dochodzi jeszcze praca. Trzeba to wszystko jakoś godzić. No i cieszę się, że znajdę choć chwilę na bloga i systematycznie z powrotem publikuję nowe wpisy. 



A jak u was wygląda tegoroczna jesień? 

Do następnego!

listopada 08, 2022

Matujący puder do twarzy Rimmel Stay Matte | Recenzja

Matujący puder do twarzy Rimmel Stay Matte | Recenzja

 Hej! 

Ostatni czas był naprawdę intensywny i znowu zabrakło mi czasu na bloga, ale szybko to nadrabiam i już wracam z kolejną recenzją kosmetyczną! Dzisiaj przedstawię wam właściwie klasyka, produkt, który na bank każdy z was już zna, jeśli interesuje się makijażem. Zresztą u mnie też nie jest to pierwsze spotkanie z tym kosmetykiem. Przypomniałam sobie nawet, że kiedyś już zawitał na moim blogu, dawno temu, ale jednak. Teraz właściwie po latach postanowiłam znów po ten produkt sięgnąć i jakby na nowo przetestować. I tak jak oczekiwałam, jest nadal świetny. Mowa oczywiście o pudrze Stay Matte od Rimmela.

Puder jest już od dawna hitem i teraz raczej się już o nim nie mówi. Na rynek zdążyło wejść wiele równie dobrych produktów, poza tym teraz raczej sięgamy po te sypkie pudry niż prasowane. Jednak muszę przyznać, że żaden sypki puder nie sprawdził się u mnie tak dobrze jak ten od Rimmela. Ale co jeszcze warto zaznaczyć, w ciągu tych kilku lat moja cera też przeszła sporą zmianę. Aktualnie puder sprawdza mi się lepiej. 

Czym tak naprawdę zasłużył sobie na ten rozgłos? 
Oczywiście faktem, że daje naszemu makijażowi przepiękne matowe wykończenie. Nie wiem jak u was, ale u mnie bez pudru się nie obędzie, głównie ze względu na moją tłustą cerę, choć jak już wspomniałam, aktualnie prezentuje się ona o niebo lepiej. W każdym razie puder świetnie matowi i utrzymuje ten efekt przez resztę dnia. Jestem tym zachwycona, bo nie muszę już potem w ogóle po niego sięgać. W przypadku innych produktów często ponownie musiałam przypudrowywać twarz, a jest to dość uciążliwe. Poza tym puder też pięknie wygładza, wręcz bluruje twarz, daje taki efekt photoshopu. 


Jedyne, do czego bym się przyczepiła, to forma opakowania. Plastik jest dość słabej jakości, zwłaszcza te przezroczyste wieczko i łatwo można je po prostu zbić. Zresztą nawet pamiętam, że kiedyś mi się ono wręcz rozsypywało, a szkoda mi było wyrzucać puder, więc sklejałam je taśmą klejącą, haha. Na podróż taki puder nie jest zbyt dobrym rozwiązaniem. 

No i puder jest w przystępnej cenie, na promocji już w ogóle tanio wychodzi, ja dorwałam go ostatnio za niecałe 20zł. I praktycznie znajdziecie go w każdym Rossmannie. 

Co o nim myślicie? Mieliście go kiedyś? A może nadal z niego korzystacie?

Do następnego!

października 27, 2022

Przepis na kremowy makaron ze szpinakiem

Przepis na kremowy makaron ze szpinakiem
 Hej! 

Dzisiaj wracam do was z nietypowym postem, którego jeszcze u mnie nie było, coś zupełnie nowego na moim blogu, a jest to przepis. Przepis naprawdę banalny, idealny na studia, niedrogi i zajmuje niewiele czasu, a przede wszystkim pyszny! Przyznam szczerze, że ja go katuję w kółko, to mój ulubiony pomysł na obiad. Poznałam go właśnie jakoś rok temu wraz z pójściem na studia, może trochę zmodyfikowałam i jest – przepis na kremowy makaron ze szpinakiem i kurczakiem.


Co potrzebujemy? | 2 porcje

• 150g makaronu np. świderki, penne
• filet z kurczaka
• 150g świeżego szpinaku
• 3 ząbki czosnku
• 1 łyżka oliwy
• 200ml śmietanki 30%
• mozarella (może być w kulce, może być tarta)
• sól, pieprz, vegeta

Przygotowanie

• Makaron gotujemy al dente w osolonej wodzie.
• Kroimy filet z kurczaka w kostkę.
• Obieramy czosnek, kroimy/przeciskamy przez praskę i przysmażamy na oleju na patelni.
• Dodajemy pokrojonego kurczaka, przyprawiamy solą, pieprzem i vegetą według uznania.
• Gdy kurczak się usmaży, dodajemy umyty szpinak, następnie wlewamy śmietankę.
• Wrzucamy ugotowany i odcedzony makaron, na koniec dodajemy pokrojoną lub startą mozarellę i mieszamy do uzyskania jednolitej kremowej masy.

Powiem, że innego lepszego niż własnego makaronu nie jadłam, haha. Jest naprawdę pyszny, a bardzo łatwy w przygotowaniu. Nie ukrywam, że lubię gotować, zwłaszcza takie banalne przepisy, a po przeprowadzce z większą kuchnią i piekarnikiem (w końcu!) mogę nieco bardziej zaszaleć. Zobaczymy, może jeszcze jakiś przepis na moim blogu się pojawi.

Jak wam się podoba?

Do następnego!

października 21, 2022

Pianka do mycia twarzy Blue Matcha Bielenda | Recenzja

Pianka do mycia twarzy Blue Matcha Bielenda | Recenzja

 Hej! 

Czas w końcu nadrobić temat związany z recenzjami nowych produktów, które się u mnie ostatnio pojawiły. Dzisiaj na pierwszy ogień idzie kosmetyk, który w sumie mam najkrócej, ale zdążył już zrobić dobre wrażenie. Jest to pianka do mycia twarzy z serii Blue Matcha od Bielendy. 

Zdecydowałam się na ten produkt, bo wyczytałam ogółem na temat tej serii już kilka dobrych opinii. Poza tym sama szata graficzna tych kosmetyków zwraca na siebie uwagę, wygląda naprawdę świetnie, a trudno zaprzeczyć, że często sięgamy po kosmetyki, które z zewnątrz prezentują się po prostu ładnie, mając nadzieję, że tak samo dobrze się sprawdzą. Tym razem faktycznie ta pianka równie fajnie wygląda, jak i działa. 

Co w ogóle producent mówi o piance?

Jest to nawilżająco- oczyszczająca pianka do mycia twarzy  o puszystej wegańskiej formule. Pianka delikatnie myje i dokładnie oczyszcza skórę twarzy. Usuwa pozostałości makijażu i pozostałe zanieczyszczenia naskórka. Jednocześnie nawilża i przygotowuje skórę do dalszej pielęgnacji. Poza tym zawiera aż 97% składników pochodzenia naturalnego. Posiada naturalny, delikatny niebieski kolor. Daje efekt czystej, świeżej i nawilżonej skóry. 


Pianka jest faktycznie puszysta, delikatnie się pieni oraz ma bardzo ładny również delikatny zapach. Jej używanie to czysta przyjemność, tym bardziej że ja sięgam po nią rano, kiedy nie wyobrażam sobie nie przemyć twarzy. Zdecydowanie robi, co trzeba. Ma lekką formułę, idealną do porannej pielęgnacji, no i oczywiście zostawia skórę odświeżoną i oczyszczoną. Natomiast tutaj trudno mi powiedzieć, jak sprawdziłaby się w wieczornej pielęgnacji, zwłaszcza w tej kwestii związanej z usuwaniem pozostałości makijażu, więc ten aspekt muszę nadrobić! Jednakże pianka jak na razie jest jedną z lepszych, jakie kiedykolwiek miałam, naprawdę jestem z niej zadowolona i przede wszystkim widzę różnicę na mojej twarzy. Myślę, że jest idealna dla cer mieszanych/tłustych i warto ją wypróbować. 


Pianka bardzo mnie przekonała i pewnie chętnie sięgnę też po inne produkty z tej serii. Bielenda nie przestaje mnie zaskakiwać. To chyba moja top marka, jeśli chodzi o polskie kosmetyki.

Słyszeliście o tej linii kosmetyków? A może już sami testowaliście?

Do następnego!

października 13, 2022

Back to reality

Back to reality
 Czas wrócić do rzeczywistości. Po kolejnych długich wakacjach jest to dla mnie znów coś nowego, tym bardziej, że kolejny rok akademicki również rozpoczynam w nowym miejscu, ale co warto zaznaczyć, nie chodzi tylko o samą przeprowadzkę. Przez te dwanaście miesięcy pozmieniały się też inne rzeczy, z którymi teraz się zmierzam i uczę żyć. Jednakże nie będę siać tutaj tajemniczością, bo do własnych spraw można pisać sobie papierowy pamiętnik, a blog jest miejscem również dla was. 


Dzisiaj postawiłam znów na taki luźniejszy wpis, bo nie wiedziałam, jak konkretnie wrócić też do regularnego pisania. Stwierdziłam, że no tak - powrót na uczelnię, do codzienności, blablabla, to również dobrze by było znów systematycznie publikować nowe posty. Kilka w planach mam, ale potrzebują czasu, żeby zobaczyć światło dzienne. Trochę nowych kosmetyków do przetestowania i być może coś jeszcze zupełnie nowego na moim blogu. 

Szczerze mówiąc, potrzebowałam już tego powrotu do tej "szarej" codzienności. Lubię chodzić na uczelnię, póki jeszcze wykładowcy od nas niczego nie wymagają, kiedy jest ładna pogoda, można pójść na spacer. Lubię romantyzować te szare życie i o dziwo w ciągu roku mam więcej czasu na swoje rzeczy, na dbanie o siebie, robienie sobie bjuti wieczorów, haha, trzymam się regularnego trenowania, więc to mnie cieszy. Też np. bardziej zwracam uwagę na to, co jem. Na wakacjach każdy sobie pozwala, ale nie można się opychać słodkościami w nieskończoność. W tej kwestii właśnie doszkalam się trochę w gotowaniu, próbuję nowych rzeczy, wykorzystuję fakt, że teraz mam piekarnik, którego wcześniej mi zdecydowanie brakowało. Dzisiaj np. piekę pierwszy raz w życiu cynamonki, w zasadzie to nawet mój pierwszy raz z pieczeniem czegokolwiek, więc jestem strasznie ciekawa, jak mi to wyjdzie. No i jak to jesień - wieczory z herbatką, kocykiem i dobrym filmem! 




A na dodatek do urozmaicenia wpisu mała domowa sesja. Czasem, jak czuję, że dobrze wyglądam, odpalam samowyzwalacz w aparacie i cykam takie zdjęcia, ale mogę się założyć, że większość z was również tak robi czy nie? Haha, może jestem jedyna i jakaś inna. 

A wy jak spędzacie tegoroczną jesień?

Do następnego!

października 03, 2022

Podsumowanie wakacji 2022

Podsumowanie wakacji 2022
Hej!

W ostatnim tygodniu niemalże codziennie odkładałam napisanie tego postu, ale w końcu jest! Czasu brakowało, wiele się działo, nogi mi odpadają i chyba potrzebuję kolejnych wakacji, haha, a jutro już pierwsze zajęcia w nowym roku akademickim. Z jednej strony marzę jeszcze o wolnym, jakimś wyjeździe, a z drugiej cieszę się z powrotu na uczelnię, mimo wszystko lubię być studentem i podoba mi się taki tryb życia. Ale przejdźmy w końcu do rzeczy! Jak wyglądały u mnie tegoroczne wakacje?


Jako student zaczęłam swoje wakacje dość szybko. Ostatni egzamin miałam bodajże 21 czerwca i udało mi się go zaliczyć. Moim priorytetem w te wakacje była oczywiście praca, a raczej zarobienie pieniędzy, bo moje stanowisko nie jest jakieś godne chwalenia się, haha, praca jak praca. Wiadomo, na wszystkie zachcianki, wyjazdy itd. trzeba jakoś zapracować, a ja w te wakacje miałam w planach jakiś wylot za granicę, który koniec końców zrealizowałam, ale o tym później. 

W tym poście będę się odwoływać do tego z moimi wakacyjnymi planami - KLIK. Taki post też co roku się ukazuje. Bardzo lubię planować wakacje, ogółem zarządzać swoim czasem i jeśli chcę coś zrealizować, koniecznie muszę to sobie zapisać. Tak też więc wracając do tamtego wpisu, pierwszy punkt związany z pracą mamy odhaczony. Wylot na wakacje również. I jeśli chodzi o tradycyjne wypady nad jezioro w tym roku niestety było ich mniej, ale mimo wszystko były! I z tego się cieszę, że udało nam się ze znajomymi znaleźć na nie choć trochę czasu. 

Kolejnym moim punktem, dość takim trywialnym i mało "ambitnym", że tak powiem, było oglądanie Disney+, haha. Powiem wam tyle, że jestem aktualnie na trzecim sezonie Violetty i mega się wciągnęłam, ale w zasadzie nic innego zbytnio nie oglądałam, trochę Hanny Montany i kilka innych bajek, ale ostatnie dwa miesiące rządzi Violetta. Poza tym nie jestem typem osoby która cały dzień czy noc ogląda kilka odcinków pod rząd, zdecydowanie nie. Mimo wszystko nawet jak przez cały lipiec praktycznie pracowałam, starałam się inaczej spożytkować każdy wolny czas. I tego przykładem jest fakt, że udało mi się nieco bliżej poznać Poznań, w którym obecnie mieszkam. Jestem tu już od roku a do tego czasu nie wiele w nim zobaczyłam. Nadrobiłam więc takie rzeczy jak np. Poznańską Palmiarnię. Spędziłam w sumie jeden pełny dzień na łażeniu z siostrą po Poznaniu. 




Nieodłącznym u mnie elementem lata jest także sesja na polu, w zbożu, więc takie też się dwie przynajmniej trafiły. Pole to jedna z moich ulubionych scenerii do zdjęć, a prawie każdy takową ma na wyciągnięcie ręki, w Polsce nie brakuje takich pięknych miejsc. Oczywiście pamiętajmy, że robiąc sobie takie zdjęcia w zbożu nie niszczmy go i nie depczmy.

W te wakacje szczególnie nie mogłam się doczekać wesela, które szykowało się u nas w rodzinie. Choć nie było szczególnie huczne, to był to przepiękny dzień i noc i chętnie bym do nich wróciła. 

Nieplanowaną rzeczą była natomiast pierwsza "prawdziwa" wizyta na siłowni. Wcześniej już bywałam na siłowniach, ale zazwyczaj jedyne co na nich robiłam, to biegałam na bieżni, haha. Na uczelni też miałam w ramach wf'u siłownię, ale były to grupowe zajęcia, gdzie wszyscy robili to samo. Tym razem byłam na siłowni i zrobiłam pierwszy siłowy trening. Nie powiem, dość się przekonałam i spodobało mi się. Myślę, że bez zastanowienia bym chodziła gdyby nie cena karnetów haha. Na razie zostanę jeszcze przy treningach w domu. 


W tym roku moim jedynym wyjazdem, jeśli chodzi o samą Polskę była Warszawa. Bardzo się cieszę, że udało się ten wyjazd zorganizować, w sumie na totalnym spontanie, ale świetnie wyszło! W Warszawie już dawno nie byłam, więc mogłam sobie wszystko odświeżyć, a nawet po prostu czuć się jak w nowym miejscu. Zresztą dla tego wyjazdu poświęciłam osobny post, więc zapraszam - KLIK.




Właśnie te dwa pierwsze miesiące można by podsumować jako głównie pracę, nie były jakieś obfite w przygody, jeśli można to tak powiedzieć. Ale wrzesień to nadrobił wylotem do Grecji i samą przeprowadzką. Do niemalże ostatniego momentu szukaliśmy z chłopakiem nowego mieszkania, a szukaliśmy go już cały sierpień, a nawet już w lipcu. W tych czasach jest to nie lada wyzwanie, trzeba się o nie wręcz "bić". Ceny czynszu powalają na kolana, a właściciele często organizują sobie castinigi, brzmi to co najmniej śmiesznie. Ale udało nam się i jesteśmy bardzo zadowoleni, w zasadzie wszystkie aspekty nam odpowiadają, począwszy od samego wyglądu, umeblowania po lokalizację i powiedzmy, że cena też mieści się w naszym przedziale zadowolenia, haha. Później wylot do Grecji, który też był rezerwowany na ostatnią chwilę, bo to wiązało się z tym, czy znajdziemy mieszkanie czy nie. I co mogę powiedzieć? To były najpiękniejsze wakacje w moim życiu. Naszą dokładniejszą lokalizacją było Korfu i może nie był to dokładny strzał w dziesiątkę, bo jest to wyspa na północy Grecji i wieczory już były dosyć chłodne, to wszystko inne to wynagradza. Przepiękne miejsce, ciekawe przygody, warte to wszystko zwiedzenia, zobaczenia. Tydzień starczył aby nacieszyć się tym wszystkim i wrócić do Polski. Co więcej od razu po powrocie musieliśmy ogarnąć wszystkie formalności związane z nowym mieszkaniem i od razu się przeprowadzać i zdać stare. Na to wszystko mieliśmy dosłownie kilka dni, więc było co robić, tym bardziej, że ja jeszcze chodziłam do pracy, haha. Ale daliśmy radę, cieszymy się nowym miejscem i mamy już październik.





Jedynym wyjątkowym czasem w te wakacje był właśnie wrzesień, bo doświadczyłam czegoś nowego w moim życiu, to były wakacje, o których już od dawna marzyłam, a nigdy nie miałam okazji na takowe polecieć. Trudno mi je ogółem podsumować, gdyż tak jak wspominałam, większość nich przepracowałam czy po prostu znów nie miałam okazji, by coś większego porobić i uwolnić się od codzienności. Ale w zasadzie wszystkie punkty mojego planu zrealizowałam, więc nie mogę powiedzieć nic innego niż to, że były udane! 

A jak wyglądały wasze tegoroczne wakacje?

września 16, 2022

Haul zakupowy z Rossmanna/Natury

Haul zakupowy z Rossmanna/Natury
 Hej!

Dzisiaj wracam do was z szybkim wpisem z haulem zakupowym z Rossmanna i Natury. Trochę produktów wylądowało w moim koszyku i stwierdziłam, iż w sumie chętnie się z wami podzielę tym, co kupiłam. Głównie uzupełniałam moje kosmetyczne zapasy, tym bardziej że już jutro wyjeżdżam na wakacje i brakowałoby mi w kosmetyczce kilka ważnych rzeczy. Jak to wakacje musiałam zaopatrzyć się m.in. w kremy spf. Poza tym wątpię, że to wszystkie produkty, które kupiłam. Wydaje mi się, że coś na pewno z jednych czy drugich zakupów pominęłam, ale najważniejsze rzeczy są. 


Płatki kosmetyczne

Wiadomo, płatki kosmetyczne są niezbędne w kosmetyczce każdej kobiety. Ja zazwyczaj używam po prostu tych okrągłych, ale tym razem jakoś skusiłam się na zakup tych większych.

Maseczka w płachcie

U mnie wizyta w drogerii prawie nie obędzie się bez kupienia kolejnej maseczki i kolejnej nowej do przetestowania. Poza tym przed wyjazdem trzeba też dobrze zawczasu zadbać o cerę.

Hialuronowy żel micelarny Janda

To moje pierwsze spotkanie z tym produktem, ale skusiłam się na niego ze względu na promocję, haha. Kupiłam go za bodajże 11zł i już zdążyłam się nieco z nim zapoznać. Moje pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne i teraz pozostaje śledzić, czy nadal takie pozostanie. 

Kremy SPF Soraya 50 i 30 

Tak naprawdę tylko te pozostały na półce w tej mniejszej 100ml wersji, więc nie miałam za bardzo wyboru, a wolę na wyjazd nie brać niepotrzebnie dużych opakowań, to zawsze zajmuje miejsce w walizce. A jeśli chodzi o inne produkty, np. żel do twarzy, to wiadomo, przelewam sobie go też do mniejszej buteleczki. 

Krem do twarzy SPF 50 Lirene

Dopiero teraz zobaczyłam go w Naturze. Mam wersję 50, którą normalnie na twarz używam i super się sprawdza, jednakże skoro w końcu miałam okazję dorwać dedykowany specjalnie do twarzy, to też dorwałam. Poza tym zauważyłam, że już naprawdę z wszystkich kremów SPF w drogeriach zostają ostatnie sztuki. Wiadomo, wakacje się kończą, ale to jaki wybór po nich pozostaje w sklepach jest śmieszny, a kremu SPF powinniśmy używać cały rok. 


Perfumowana mgiełka do ciała Miss so...?

A tutaj mój taki mały kaprys. Często zatrzymuję się przy alejce z zapachami i tym razem pozwoliłam sobie kupić mgiełkę, która również była na promocji. Pięknie, tak słodko pachnie, zdecydowanie trafiła w mój gust, więc ją kupiłam.

Pianka do golenia Venus

Kolejny niezbędnik. Te pianki od Venusa bardzo lubię, a poza tym chyba najtaniej wypadają. 

Wcierka odżywcza OnlyBio

OnlyBio wypuściło nowe wcierki i pokusiłam się na tę odżywczą, tym bardziej że wcześniej już jednej używałam i sprawdziła się rewelacyjnie.

Odżywka proteinowa OnlyBio

Tą odżywkę też już miałam. Ogólnie u mnie produkty OnlyBio super się sprawdzają i zawsze chętnie do nich wracam. 

Masażer do skóry głowy

A to u mnie zupełna nowość, ale już jestem bardzo zadowolona. Jest świetny do wcierek, dzięki niemu jakoś bardziej "chce mi się" ich używać. Masaż jest na pewno o wiele przyjemniejszy niż po prostu za pomocą palców. Naprawdę fajna i wygodna opcja. Ten masażer kupiłam w Rossmannie i to chyba w ogóle jedyny, jaki jest dostępny, bynajmniej ja innych nie widziałam. Poza tym m.in. na TikToku zauważyłam, że coraz więcej włosomaniaczek ten gadżet ma i bardzo sobie chwali. 


• Eveline Liquid Camouflage wodoodporny korektor

Mój kolejny pewniak, który wita w mojej kosmetyczce już któryś raz z rzędu. Jednakże tym razem widzę, że marka zmieniła opakowanie na nieco większe i jeśli się nie mylę, również zakrętka ma inny kolor. Wypada to chyba wizualnie lepiej niż poprzednio.

Eveline tusz do brwi Brow&Go

Tu tak samo - również znam i lubię, więc ponownie wylądował u mnie w koszyku. Fajnie układa i trzyma włoski. Lubię go używać przy lekkim makijażu, gdy aż tak nie podkreślam brwi i zależy mi na naturalnym efekcie. 

Kredka do oczu Bourjois Khol & Contour Extra Lounge

I ostatnim produktem z moich zakupów jest taka oto kredka do oczu. Bardzo lubię podkreślone oczy i poza samym tuszem często korzystam z cieni, jednakże taka paletka znów zajmuje trochę miejsca a trudno mi było znaleźć coś mniejszego, co zawierałoby matowy ciemnobrązowy cień, niemalże wpadający w czerń, więc uznałam, że lepszym rozwiązaniem będzie kredka, bo w sumie jedyne co tak naprawdę głównie robię za pomocą cieni to kreski. Jednakże chyba w życiu nie przekonam się do eyelinera, lubię rozmyty efekt, a poza tym nie potrafię namalować ogonka, haha. No i muszę przyznać, że ta kredka była fajnym rozwiązaniem. Jest mięciutka i dobrze mi się nią pracuje. I zajmuje oczywiście mało miejsca!


Zastanawiam się, czy po powrocie publikować dla was jakiś post związany z tymi wakacjami czy już bezpośrednio przejść do ich ogólnego podsumowania jak co roku. Zobaczę, jakie zdjęcia zbiorę podczas wyjazdu i przede wszystkim mam nadzieję, że pogoda nas zadowoli, bo na razie nie jest obiecująca niestety. 

A co sądzicie o tych produktach, znacie je?
Copyright © Zofia Adam , Blogger