marca 26, 2022

Zamówienie z Shein

Zamówienie z Shein

Hej! 

Z racji wejścia, w sumie już pełną parą, w wiosnę odświeżyłam ostatnio nieco moją szafę i pojawiły się w niej nowe ubrania. Co prawda może nie do końca są w kolorystyce, która kojarzy nam się z tą porą roku, ale potrzebowałam zdecydowanie czegoś nowego, rozumiecie, o co chodzi. Kobieta potrzebuje raz na jakiś czas kupić sobie kolejne ubranie, bo starsze robią się już nudne, haha. Jak widzicie sami po tytule, ubrania zamówiłam na Shein. Co więcej zamiast ciuszków tym razem zainteresowałam się także kosmetykami, jakie oferuje sklep i zaopatrzyłam się w jeden bronzer. Więc jeśli jesteście ciekawi, co konkretnie pojawiło się w moim koszyku, zapraszam do dalszego czytania! 

Pierwszą rzeczą jest bluzka z długim rękawem o ostatnio dość modnym brązowym kolorze. Szczerze przyznam, że wcześniej jakoś niespecjalnie podobał mi się ten kolor i nie rozumiałam całego tego "zachwytu", ale jednak przekonałam się do zakupu właśnie takiej bluzki i aktualnie jestem zachwycona. Jest to naprawdę ładny odcień, pięknie wygląda. Jeśli chodzi o samą bluzkę, to wypada równie nieźle, choć nieco mnie zdziwiła. Myślałam, że będzie bardziej luźna, a jest mocno dopasowana i do tego typu crop top, więc dobrze, iż wzięłam większy rozmiar. No i wygląda po prostu rewelacyjnie, z tego wyboru jestem jak najbardziej zadowolona. 

Link do bluzki - KLIK

Kolejna rzeczą są zwykłe czarne dresy z wysokim stanem. W mojej szafie właśnie brakowało tego typu spodni. To jest rozwiązanie zarówno świetne, jeśli chodzi o domowy chill jak i nawet na wyjście z domu. Ostatnio byłam w nich na uczelni dobre kilka godzin i jest to naprawdę niesłychana wygoda w porównaniu do jeansów. Kiedyś raczej nie wyszłabym w dresach, ale fakt jest taki, że można z nich stworzyć naprawdę fajny outfit. Materiał tych dresów jest całkiem w porządku, choć coś czuję, że zacznie się szybko kulkować. Od spodu jest naprawdę przyjemny, "milusi". Dresy mają fajne duże kieszenie. Jednym większym minusem jest samo szycie. Doszłam w końcu do wniosku, że spodnie można ubierać w dwie strony, bo nie mają nawet metki, aby wywnioskować, gdzie jest właściwy przód, a gdzie tył. No i w związku z tym materiał nie będzie się nigdy dobrze układał, gdy usiądziemy. Po prostu jest go tam za dużo. Ale za to, gdy stoimy, wszystko wygląda świetnie. Ciekawa sprawa. Mimo wszystko polubiłam się z tymi dresami.

KLIK

Ostatnią rzeczą z ubrań jest znów crop top, ale tym razem z krótkim rękawem i w czarnym kolorze. To taki kolejny basic do szafy, z którym można stworzyć wiele fajnych stylizacji. Bardzo podoba mi się tutaj ten dekolt w V jak również przy pierwszej bluzce. Bardzo lubię takie topy, w zasadzie każdy z Shein mi się sprawdza.

KLIK

Ostatnim zakupem jest bronzer w płynie w kolorze Soft Tan. Słyszałam w sumie same pozytywne opinie na temat kosmetyków od Shein, więc sama się na coś skusiłam. I powiem, że faktycznie jestem bardzo zadowolona, bronzer jest świetny. Odcień, który wybrałam, jest chłodny i naprawdę pięknie wygląda na buzi. Fajnie się z nim pracuje, daje bardzo ładny, nieprzesadzony efekt, ale można go też na spokojnie budować. To o wiele lepsza opcja, moim zdaniem, zamiast tradycyjnego bronzera w pudrze. Bynajmniej mi jest łatwiej w rozprowadzaniu. Poza tym szata graficzna produktu jest śliczna i zdecydowanie przyciąga uwagę. Wcale nie wygląda jak kosmetyk z niższej półki. 

KLIK

Ogółem jestem zadowolona z tego zamówienia, w zasadzie to nawet nigdy się tak jakoś specjalnie nie zawiodłam na Shein. Staram się po prostu czytać opinie i dobrze wybierać rzeczy. A co wy myślicie? 

Do następnego!

marca 16, 2022

"Terapeutka" B.A. Paris | Recenzja książki

"Terapeutka" B.A. Paris | Recenzja książki

Tak się cieszę, że przyszła w końcu już ta piękna, słoneczna pogoda i jest nawet dość ciepło na zewnątrz. Chyba moje prośby co do tego w poście z wiosennymi inspiracjami zostały wysłuchane. Zatem myślę, że oficjalnie możemy już powitać wiosnę, wyciągać rowery i rolki i spędzać jak najwięcej czasu na świeżym powietrzu. Ja również mam to w planach, ale szczerze przyznam, iż choć minęły zaledwie dwa tygodnie drugiego semestru na studiach, to już jest czym się zajmować. No trudno ukryć, że to będzie teraz pracowity okres i do najłatwiejszych nie będzie należał. Ale chociaż te cudowne słoneczko podnosi na duchu! 

Dzisiaj wracam w końcu do was z nową recenzją książki "Terapeutka" oczywiście autorstwa B.A. Paris. Może nie tyle, że dawno nie czytałam, ale po prostu nic nowego nie trafiło w moje ręce. Ostatni taki wpis zamieściłam w październiku, więc miałam sporą przerwę. Ale w tej przerwie nadrabiałam zaległości z "Harry'ego Pottera". Stwierdziłam, że co do niego nie będę raczej publikować recenzji, ponieważ książek jest aż siedem, a poza tym to już dość znana historia i stara, No może że jesteście chętni taki post przeczytać, to wtedy pomyślę nad jednym zbiorczym, dajcie znać w komentarzach! 

Jeśli chodzi o dzisiejszego bohatera, to tego kto już czytał wcześniejsze moje recenzje, nie zdziwi, że znów postawiłam na tę autorkę. Z każdą kolejną jej książką jestem coraz bardziej zachwycona i mam ochotę na więcej. "Terapeutka" stała się bodajże bestsellerem, było o niej głośno, więc jak mogłam przejść obok obojętnie? Teraz widzę, że księgarnie oferują ją w o wiele niższej cenie, więc zdecydowanie warto się w nią zaopatrzyć. 

Ale zacznijmy od podstaw, o czym książka opowiada?

"Alice i Leo wprowadzają się do świeżo wyremontowanego domu na ekskluzywnym zamkniętym osiedlu. Właśnie spełnia się ich marzenie. Ale pozory mogą mylić. Wkrótce Alice zaczyna poznawać sąsiadów i odkrywa przerażający sekret domu, w którym zamieszkała. Co więcej, odczuwa coraz silniejszą więź z Niną, terapeutką, do której wcześniej ten dom należał.

Tragiczne wydarzenia z przeszłości stają się obsesją Alice. Tym bardziej że gdy tylko z kimkolwiek porusza ten temat, wszyscy nabierają wody w usta. Mieszkańcy ekskluzywnego osiedla pilnie strzegą swoich sekretów. I nie są tak doskonali, jak się na pozór wydaje..."

Opis jest zdecydowanie przyciągający. Bardzo lubię kryminały i jak już wcześniej napisałam, ta pozycja również mocno przypadła mi do gustu. Książka nie jest ani za długa, ani za krótka. Co prawda bardzo szybko się ją czyta, więc jeśli ktoś nie potrafi się oderwać, haha, to skończy ją w mig. Ja preferuję czytanie rozdziałami, po trochę każdego wieczoru i delektuję się historią. Tutaj wielkim plusem dla mnie jest to, że rozdziały nie są długie, zajmują max dziesięć stron. Tym sposobem mogę przerwać czytanie w prawie dowolnym momencie, nie gubiąc przy tym wątku, gdy wracam znowu do czytania. 

Jeśli chodzi o samą historię, to jej koniec jest zaskakujący, bynajmniej dla mnie, bo nie tego się spodziewałam. Widziałam, że ludzie co do tego mają różne odczucia, według niektórych historie tej autorki są dość przewidywalne. Fakt, przy czytaniu jednej z nich również sama mogłam śmiało przewidzieć, co stanie się dalej, ale tutaj przy "Terapeutce" przebieg wydarzeń był zastanawiający i aż do końca trudno było rozwiązać zagadkę całej tej historii. To jest coś, co zdecydowanie ciągnie do dalszego czytania. Poza tym w trakcie teraźniejszych wydarzeń pojawiają się rozdziały dotyczące przeszłości. Uważam, że są fajnym urozmaiceniem, też dają do myślenia. Jeśli mam być szczera, co do samej głównej bohaterki książki, nie zżyłam się z nią jakoś bardzo, były nawet momenty, gdzie jej zachowanie lekko mnie irytowało i nie do końca rozumiałam jej działania, jednakże mimo to cały czas chętnie wracałam do lektury. 

Podsumowując, nie ma co się zastanawiać, tylko kupować i czytać! Ja naprawdę jestem zadowolona i sądzę, że kiedyś do niej wrócę, żeby jeszcze raz ją przeczytać. Miałam już tak z w sumie wieloma książkami i cieszę się, że tę mogę zaliczyć do tego grona. 

Znacie tę pozycję? Co uważacie?

Do następnego!

marca 06, 2022

Koreańskie maseczki w płachcie | Farmstay i Eunyul | Test

Koreańskie maseczki w płachcie | Farmstay i Eunyul | Test

 Hej! 

Dzisiaj wracam do was z testem koreańskich maseczek w płachcie. Tego typu maski są chyba moimi ulubionymi, chociażby w ostatnim czasie i namiętnie testuję wszystko, co wpadnie mi w oko. Tym razem moją uwagę w Naturze przykuły takie oto propozycje:


Pierwsza maseczka marki Farmstay zachęciła mnie do przetestowania przez jej ekstrakt z kokosa. Bardzo lubię jego zapach w kosmetykach i tutaj też wyraźnie było go czuć. Maseczka ma ogólnie zapewnić nam dostarczenie skórze witamin, nawilżenie i działać ujędrniająco. Skrótem mówiąc, ma czynić cuda, tak jak obiecuje każdy producent. Jednakże nie ukrywam, że nie zapewniła tych wszystkich bogactw. Po jej nałożeniu na twarz poczułam lekkie pieczenie, przeczekałam, aby sprawdzić czy czasem nie ustanie. Faktycznie ustało, ale nie byłam jej pewna, dlatego też nie trzymałam jej na buzi nawet tych dwudziestu minut. Resztę esencji wsmarowałam, sama esencja była naprawdę przyjemna. Nie wiem skąd wzięło się na początku te pieczenie, ale na szczęście maseczka nie wyrządziła żadnych nieszczęść mojej skórze. Nie zauważyłam też jakiś plusów, więc niestety po ten produkt już nie sięgnę, u mnie się nie sprawdził.

Kolejna maseczka marki Eunyul to propozycja łagodząca, kojąca i nawilżająca naszą skórę. Tutaj zdecydowanie jestem bardziej zadowolona z testu. Jeśli chodzi o sam zapach to jest on dość neutralny, ale mimo wszystko przyjemny. Maseczka zawiera aloes, wydaje mi się, że teraz bardzo "modny" składnik kosmetyków. Sama przyznam, że się z nim polubiłam, do tej pory produkty, które go zawierały, mi się sprawdzały. I tutaj nie było inaczej. Maseczka naprawdę fajnie koi skórę i czuć dobre nawilżenie. Żadnego pieczenia, co najważniejsze. Myślę, że jeszcze do niej wrócę. 

Znacie te maseczki? Wolicie w płachcie czy może w kremie? 

Do następnego!

Copyright © Zofia Adam , Blogger