czerwca 25, 2023

Wyjazd do Zakopanego w kwietniu | Relacja

Hej! 

Choć niebawem mamy już lipiec, stwierdziłam, że nic nie stoi na przeszkodzie, aby zrelacjonować Wam mój kwietniowy wyjazd w góry, a dokładniej do Zakopanego. Pierwszy raz byłam w tak wysokich partiach gór zimą, więc wiązało się to u mnie z zupełnie nowymi doświadczeniami. Jeśli jesteście ciekawi, jak dokładniej wyglądał mój wyjazd, zapraszam do dalszej części wpisu!


Razem z chłopakiem zatrzymaliśmy się w Zakopanym dokładnie na cztery noce. Początkowo miały to być jedynie trzy, jednakże nie miałam pojęcia, że mój już obecny narzeczony przygotował dla mnie niespodziankę. Oczywiście pierwszego dnia kilka dobrych godzin zajęła nam sama podróż. Gdy już dotarliśmy na miejsce, stwierdziliśmy, że nie marnujemy czasu i zdecydowaliśmy się wejść na Gubałówkę (w kwietniu kolejka była jeszcze nieczynna). Wejście zajęło nam trochę dłużej niż przypuszczaliśmy, na dodatek GPS pokierował nas zupełnie innym szlakiem, bardziej stromym, który po deszczu był strasznie błotnisty, więc wieczorem do hotelu wróciliśmy padnięci i brudni - a to był dopiero przecież początek wyjazdu! Przynajmniej pogoda dopisywała, a na szczycie napiliśmy się zimnego piwa. Nie było też prawie w ogóle ludzi, więc z datą wyjazdu trafiliśmy idealnie - wybraliśmy się tydzień przed majówką. 




Drugi dzień to oczywiście kierunek Morskie Oko! Był to piątek rano, więc tutaj także ilość ludzi nie była zbyt spora. Jak to Morskie Oko - sama droga niekoniecznie interesująca, ale jezioro w zimowym wydaniu prezentowało się naprawdę imponująco. Zrobiliśmy krótki postój i stwierdziliśmy, że udamy się jeszcze nad Czarny Staw, nad którym nie miałam do tej pory okazji być. Wielu innych turystów także wybierało się w tamtym kierunku, przechodząc dosłownie przez środek Morskiego Oka. Nie do końca byłam przekonana do tego, aby wchodzić na taflę, tym bardziej, że w internecie zaczęło grzmieć od ostrzeżeń dotyczących wchodzenia na lód. Jednakże prawie nikt nie skręcał w wytyczoną ścieżkę, więc chcąc zaoszczędzić nieco czasu, również przemierzyliśmy na wskroś jezioro. Powiem tyle - nie czułam się pewnie, więc z powrotem trzymaliśmy się jednak ścieżki, która prowadziła dookoła Morskiego Oka. Natomiast sama trasa na Czarny Staw nie była długa, ale stanowiła prawdziwe wyzwanie. Śnieg się osypywał, a ścieżka jest bardzo stroma, więc trzeba było się wręcz wdrapywać na samą górę. Z kolei z powrotem zjeżdżaliśmy dosłownie na tyłkach - nie było tutaj za wielu możliwości. Ale było przynajmniej zabawnie i szybko, haha. Natomiast Czarny Staw w całości pokryty śniegiem zupełnie nie przypominał stawu. Wyglądał po prostu jak jakaś równa polana otoczona górami. Za to widoki były rewelacyjne. 




W trzeci dzień postanowiliśmy nieco zwolnić, gdyż mojego chłopaka bolała trochę noga. Dlatego też zdecydowaliśmy się na mniejszy szczyt - Nosal. Wejście na niego zajmuje dosłownie godzinkę, trasa jest naprawdę przyjemna, idealna dla osób początkujących, a z góry można podziwiać naprawdę przepiękny widok na całe Tatry. Tego dnia wybraliśmy się także na spacer po Krupówkach, czyli nieodłączny element każdego wyjazdu do Zakopanego.



Na niedzielę mieliśmy naprawdę ambitne plany, do których należało między innymi zdobycie Giewontu. Niestety nie udało się nam na niego wejść, ale była to jedynie kwestia braku czasu. Gdybyśmy posiadali go nieco więcej, z pewnością zdobylibyśmy Giewont. Zresztą nawet doszliśmy pod jego szczyt, ale była już zbyt późna godzina, więc musieliśmy powoli schodzić w dół. Wybraliśmy sobie też naprawdę ambitną trasę prowadzącą aż z Kasprowego Wierchu, na który wjechaliśmy kolejką. Droga miała nam zająć nieco ponad trzy godziny, lecz szybko przekonaliśmy się, że zimą wygląda to zupełnie inaczej. Na Kopę Kondracką, która znajduje się jeszcze półtora godziny od Giewontu, szliśmy bodajże cztery godziny. Nie było już więc mowy o tym, aby wchodzić na Giewont, skoro na zegarku dobiegała szesnasta. Natomiast sama trasa na Kopę była naprawdę interesująca, a można też powiedzieć, że w pewnych momentach wręcz niebezpieczna. Nic więc dziwnego, iż na drodze spotkaliśmy niewielu turystów. Niektórzy nawet zawracali, gdyż warunki faktycznie nie były sprzyjające. Choć pogoda naprawdę dopisywała, trasa była faktycznie wymagająca i nie obyło się tutaj bez odpowiedniego wyposażenia. Bez czekanów i raków z pewnością nie dalibyśmy rady. Ale było to zdecydowanie niezapomniane przeżycie, do którego będę często wracać. Poza tym to właśnie na Kopie oświadczył mi się mój chłopak. To był po prostu przepiękny dzień. I nawet dobrze, że zostaliśmy w Zakopanem jeszcze na jedną noc. Powrót do domu w ten dzień z pewnością byłby męczący i długi.







Pierwszy raz miałam okazję być w górach stricte zimą i muszę stwierdzić, że są to zupełnie inne wrażenia niż podczas letnich wędrówek. Oczywiście wszystko ma swoje plusy i minusy. Poza tym w kwietniu ta zima nie wygląda tak jak w styczniu. Pogoda jest wtedy o wiele bardziej sprzyjająca, ale niestety nadal trzeba zadbać o odpowiednie wyposażenie, wybierając się do wysokich partii gór. Ponadto należy być o wiele bardziej ostrożnym, ponieważ jest większe ryzyko wystąpienia lawin. Ja oczywiście jestem w tym wszystkim jedynie amatorem, ale warto mieć świadomość tego, jakie są warunki zimą w kwietniu czy nawet jeszcze w maju. Szczerze przyznam, że ja nie miałam o tym zielonego pojęcia, haha i mocno byłam zdziwiona, kiedy tuż przed wyjazdem dowiedziałam się, jak sroga zima panuje nadal w górach. Giewontu niestety nie udało się zdobyć, ale z pewnością nadrobimy to kolejnym razem!

Jakie są Wasze odczucia odnośnie Zakopanego i polskich gór? 

Do następnego!

2 komentarze:

  1. Piękne widoki :) myślę, że kwiecień i maj to taki najprzyjemniejszy termin na wyjazd w góry, by po nich wędrować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna relacja! Nigdy nie miałam jeszcze okazji być w Zakopanem , niestety. Cieszę się, że mogłam pozwiedzać z Tobą :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz, miłe słowa. Motywuje mnie to do dalszego działania!

Copyright © Zofia Adam , Blogger